Inna treść
Jest bardzo wiele powodów. Każdy ma swoje. Można powiedzieć, że dzieje się tak dlatego, że każda z nas i każdy jest inny. Każdy ma zatem swój powód.
Na ogół, zanim dotkniesz prawdziwego powodu, możesz myśleć o bardzo wielu różnych sprawach, które stoją na przeszkodzie, żeby zaprzestać przyjmowania substancji lub wykonywania czynności, której w Twoim życiu zrobiło się za dużo.
Bardzo dużo zależy od etapu świadomości problemu, na którym jesteś.
Możesz myśleć – nie mam żadnego problemu – i przez długi czas pewnie tak też było. Ale w pewnym momencie tak być prawdopodobnie przestało, a Ty dalej utrzymujesz, że problemu nie ma. Chcesz sprawdzić, czy masz problem? Zajrzyj tutaj i zrób test.
Nie wystarczy zauważyć, że coś się zmieniło. Wiele osób jeszcze długo odsuwa od siebie myśl, że to jest problem. Każdy sam musi zdecydować, czy dla niego to, co się dzieje, problemem jest, czy nie. Często nie jest to jeszcze problemem dla osoby zainteresowanej, a dla jej rodziny już tak i to dużym. Nieraz właśnie wtedy zaczynają lub mocno pogłębiają się konflikty z bliskimi. Warto posłuchać, co mówią bliscy, bo czasami ich słowa płyną z serca, a nie, jak się może wydawać, z egoizmu.
A gdy czujesz, że problem jest?
Nawet gdy przeczuwasz, że używanie tej substancji albo zachowania zajmuje za dużo miejsca i że masz trudności, żeby to zmienić, że próbowałaś przestać sama z siebie, ale się nie dało, możesz w dalszym ciągu widzieć wiele przeszkód nie do pokonania, które stoją na drodze pomiędzy Tobą, a drzwiami gabinetu czy sali terapeutycznej.
Pierwsza myśl, jaka na ogół przychodzi ludziom do głowy w takiej sytuacji, to sprawy zewnętrzne i niezależne od Ciebie. Albo zależne w nikłym stopniu.
A to musisz pracować i nie masz kiedy iść do poradni. A to poradni nie ma w najbliższej okolicy. A to nie dasz rady, bo kto zajmie się tymi sprawami, które wymagają Twojej uwagi i obecności. A może jest poradnia, ale co będzie jeżeli spotkasz tam kogoś znajomego? Brrr.
Druga myśl, to Twoje wyobrażenie terapii. Nie wyobrażasz sobie siebie odzywającego się w grupie, nie wyobrażasz sobie siebie u terapeuty (o czym niby mam z nią rozmawiać!), nie lubisz opowiadać o sobie, nie chcesz, żeby ktoś Ci robił pranie mózgu.
To są prawdziwe, bardzo ważne powody.
Niestety to, jak bardzo są prawdziwe, nie zmienia ani trochę stanu, w którym się znajdujesz. Dalej ponosisz konsekwencje niekontrolowanego przyjmowania substancji lub robienia tego co… sam lub sama dobrze wiesz czego.
Możesz wtedy zauważyć, że pod tymi powodami, które wymieniasz w pierwszym rzędzie mogą kryć się inne, jeszcze ważniejsze. Przecież gdyby ich nie było, prawdopodobnie dał lub dałabyś radę przezwyciężyć te niedogodności bez pomocy, zupełnie tak samo jak radzisz sobie w pracy, załatwianiu spraw w urzędzie i w wielu innych sprawach, z którymi nie masz takich kłopotów. No chociażby, gdy nie masz tej swojej substancji (czy czynności), potrafisz się o nią postarać, zawalczyć, zdobyć, wychodzić, wykazać się uporem, sprytem, odwagą, brawurą wręcz, zmylić tropy, wymyślić jakiś karkołomny sposób, żeby ją zdobyć. I zdobyć! Nosi Cię tak długo, aż zdołasz osiągnąć swój cel. Skoro tak, znaczy, że możesz. Coś więc musi tu być innego.
Może po prostu mi się nie chce?
Może. Dopóki Ci to tak bardzo nie przeszkadza, może i tak być. Ale jeżeli dobrze widzisz, że Ci to szkodzi, że rozwala wszystko to, co kochałeś, że gdzieś znikają Twoje szanse na to, o czym marzyłaś, albo że już za chwilę tak się stanie, może Ci przejść przez myśl, że jest tu coś więcej. Nie lenistwo, nie potrzeba świętego spokoju, tylko coś, jakiś powód, który kryje się jeszcze pod spodem. Tylko wolisz go nie ruszać.
Może to nie jest lenistwo, tylko wstyd? Może potrzeba zachowania godności? Może chęć pokazania innym, że się mylą i udowodnienia im, że jesteś kimś o wiele lepszym, niż myślą? Może potrzeba pokazania, że zasługujesz? A może rezygnacja z siebie?
Może to nie jest poszukiwanie świętego spokoju tylko ucieczka przed czymś takim, co zawsze za Tobą podążało, a tak naprawdę było w Tobie? Albo rozpaczliwa pogoń za czymś, co zawsze pozostawało nieuchwytne? Jakby nie dla Ciebie?
Nadzieja
Gdy już wszystkie te swoje powody, wyjaśnienia i wytłumaczenia obierzesz jak kolejne łuski z cebuli, całe to rozmyślanie zatoczy wielkie koło. A wtedy dojrzysz, jak spod warstw, które Cię chroniły jak łuski cebulę, wyłania się prawdziwa Ty.
Ty. Osoba, która czuje. Bywa odrzucona, nieporadna, zagubiona, przestraszona, zbolała, zrozpaczona, wściekła. Dotąd te łuski wymówek i całkiem dobrych powodów chroniły Cię, pozwalały Ci radzić sobie, a przynajmniej nie pokazać tego, jak bardzo Cię boli.
To był Twój pancerz ochronny, a najbardziej zewnętrznymi, najtwardszymi łuskami, które chroniły najbardziej, były te substancje, leki, wspomagacze, czynności, które masz na myśli. Jak pancerz chroniły Cię przed przeżywaniem tego, co było zbyt bolesne. Trudno się rozstać z czymś, co pomagało, choć jednocześnie było ciężkie, jak bagaż, który się dźwiga na plecach i nie ma jak go zdjąć.
A jednak wciąż marzysz. O tym, żeby marzenia i to, na co chcesz zasłużyć naprawdę było dla Ciebie. Żeby zrzucić ciężar, poczuć wolność i radość. Uchwycić marzenia. Żeby nie musieć uciekać.
I wiesz co? Możesz to wszystko mieć. Od Ciebie zależy decyzja, czy schowasz się pod łuskami i nigdy nie sięgniesz tego, co w środku. Albo czy weźmiesz udział w terapii i przyjrzysz się w bezpiecznym miejscu tym sprawom, które kryją się pod spodem.
Na co tak naprawdę pomagała Ci ta substancja lub czynność? Z czym chciałbyś chciałabyś się uporać? Terapia jest przestrzenią, w której możesz się tym zająć. Rozwiązać te sprawy jedną po drugiej, krok po kroku. Otoczyć je opieką. Wtedy łuski po prostu przestaną CI być potrzebne. Jest nadzieja.
Justyna Jannasz